Rozmowa z Dagmarą Nickel, prezesem Nickel Development i Nickel Technology Park Poznań
W listopadzie 2013 r. firmie Nickel Development stuknęło 15 lat. Ale historia firmy rodzinnej jest znacznie dłuższa. Zaczęło się 10 lat wcześniej od Przedsiębiorstwa Techniczno-Budowlanego. Działalność deweloperska była naturalną konsekwencją tej budowlanej?
– Tak, był to dla nas naturalny krok w kierunku poszerzenia oferty. Chcieliśmy się rozwijać, a rynek stwarzał do tego wówczas świetne warunki. Działalność deweloperska stanowiła jednak spore wyzwanie, ponieważ oznaczała wejście na nowe obszary ryzyka, dotyczące rozwoju produktu oraz jego sprzedaży.
Oczywiście, mogliśmy prowadzić działalność deweloperską pod szyldem PTB, byłoby to pewnie wygodniejsze. Zdecydowaliśmy jednak o powołaniu nowej firmy. Dostrzegliśmy w tym rozwiązaniu więcej szans. Również dzisiaj oceniam tamtą decyzją jako bardzo dobrą. W tamtych czasach na rynku dominowały jeszcze spółdzielnie mieszkaniowe, a ludzie, znacznie bardziej niż dziś, obawiali się deweloperów. Było więc dla nas dużą korzyścią, że czerpaliśmy z wiedzy i doświadczenia, jakimi już wówczas dysponowało PTB Nickel.
Nowopowstającą markę oparłam na wiarygodności firmy budowlanej, z ugruntowaną już wtedy reputacją, ale rozwijałam ją niezależnie, po swojemu. Już wtedy podchodziłam do tego zadania z wielkim nakładem emocji i tak zostało do dziś. Marzyłam o tym, by z inwestycji, które wybudujemy, być zwyczajnie dumną. Chciałam by Nickel Development budowało miejsca, w których dobrze się żyje. To może brzmi idealistycznie, ale ten sposób podejścia do prowadzenia firmy doskonale równoważył wtedy twarde, męskie spojrzenie na biznes, które dominowało w tej branży.
By realizować postawione sobie cele, przez minione lata zebrałam w Nickel Development zespół ludzi, o których wiem, że podzielają moją pasję. Zaskakuje mnie czasem, jak różne są to osoby, zupełnie odmienne charaktery, inne kompetencje i umiejętności. Ale to właśnie w tej różnorodności tkwi taka wielka siła. Wielokrotnie mamy różne spojrzenia na jeden problem, ale uzupełniamy się wzajemnie, wspieramy. Wiem, że ta komplementarność zaprowadzi nas do wypracowania optymalnych rozwiązań. Mogę po tych piętnastu latach powiedzieć, że Nickel Development to ludzie z krwi i kości, że tej firmy nie tworzy kapitał finansowy, ale przede wszystkim ludzki. To jest chyba w dużej mierze ta ,,kobieca ręka”, którą można wyczuć w panującej u nas atmosferze wzajemnego szacunku, dialogu, słuchania siebie nawzajem. Z tego jestem ogromnie dumna.
W ciągu tych 15 lat Nickel Development zrealizował 1500 mieszkań – średnio 100 rocznie. To dobry wynik?
– To naprawdę dużo mieszkań. W każdym z nich mieszkają średnio dwie, trzy osoby, a to znaczy, że Nickel Development stworzyło dom dla 3000–4500 osób. Poruszając się po mieście często mijam wiele naszych inwestycji i nie mogę się oprzeć pewnej nostalgii. Widzę światła w oknach, spacerujących ludzi, kogoś wyjmującego wózek z bagażnika i odczuwam satysfakcję, którą trudno porównać do czegokolwiek innego. Kiedy patrzy się na swoją ciężko wykonaną pracę, w którą włożyło się spory kawałek życia – i wie się, że to jest doba robota – to jest to najlepsza motywacja.
Liczby to tylko statystyka, a my nie budujemy dla statystyk tylko dla ludzi. Chociaż rosnące słupki sprzedażowe z pewnością cieszą, ponieważ otwierają przestrzeń do dalszych działań, do rozwoju. Sto mieszkań rocznie odzwierciedla jedynie naszą średnią sprzedaż w ciągu wszystkich lat obecności Nickel Development na rynku. Na początku działalności sprzedawaliśmy jedno, dwa mieszkania miesięcznie. W latach 1998-99 roku każdy sprzedany lokal był po prostu na wagę złota. Dziś sprzedajemy w zupełnie innych ilościach. Jesteśmy w innym momencie rozwoju firmy, więc skala naszych inwestycji, ich ilość w portfelu oraz zasięg geograficzny są dużo większe. Sprzedajemy około 20–30 mieszkań miesięcznie co pozwala nam uzyskać wynik 250–300 sprzedanych lokali rocznie. Bylibyśmy w stanie wybudować dużo więcej mieszkań, ale nie robimy tego, ponieważ obecna koniunktura nie pozwoliłaby nam sprzedawać takich ilości.
Nickel Development należy do tej grupy inwestorów, którzy dywersyfikują swą ofertę. Z jednej strony mamy podpoznańską inwestycję w Dąbrówce, w gminie Dopiewo – systematycznie rozwijaną od początku działalności firmy, z drugiej – inwestycje w różnych miejscach Poznania. Każdą swą inwestycję promujecie jako odrębną markę. To daje profity?
– Każdą z naszych inwestycji dedykujemy innym grupom docelowym, a w ofercie naszej firmy klient zawsze znajdzie różnorodne lokalizacje. Posiadamy inwestycje w centrum miasta, na jego obrzeżach, a także od niedawna w Warszawie. Każda z lokalizacji, w których budujemy domy czy mieszkania, niesie ze sobą określone atrybuty, które wpływają na to, że tworzymy w tym miejscu taki, a nie inny projekt. Za tym idą też odrębne sposoby komunikacji, zupełnie inny model sprzedaży oraz inne usługi towarzyszące. Można nawet powiedzieć, że inna filozofia. Naszym zdaniem nie da się tego wszystkiego wrzucić do jednego worka.
Każda inwestycja posiada własną markę, ponieważ taki sposób dialogu z klientami jest dla nich wygodniejszy. Pozwala im szybciej zapamiętać inwestycję, lepiej ją identyfikować i łączyć z cechami, które są dla niej charakterystyczne. Przez ostatnie dwa lata znacząco wzrosło nam tempo sprzedaży, więc mogę powiedzieć, że dla nas ta taktyka się doskonale sprawdza. Obserwujemy też, że coraz więcej konkurentów ją naśladuje.
Inwestycje naszej firmy mają odmienny charakter, ale także cechy wspólne, charakterystyczne dla naszej marki. Są nimi oryginalna architektura oraz optymalne układy mieszkań. Chcemy być kojarzeni z miejscami, w których dobrze się mieszka, funkcjonuje, żyje. Takie właśnie inwestycje staramy się robić, niezależnie od tego do kogo je adresujemy.
Poznańskie inwestycje nie należą jednak do najtańszych, a niektóre plasują się wręcz na najwyższej półce cenowej. Czy w tych niełatwych dla branży deweloperskiej czasach znajduje to uzasadnienie? Nie działa tu zasada ,,cena czyni cuda”?
– Cena jest niewątpliwie bardzo ważna, ale nie tylko ona wpływa na decyzję o zakupie mieszkania. Oczywiście podchodzimy z szacunkiem do zasobności portfela naszego potencjalnego klienta. Nasza wiedza odnośnie przeciętnych oszczędności, czy obecnej zdolności kredytowej osób zainteresowanych zakupem mieszkania, pozwala nam ustanawiać ceny na akceptowalnym dla nich poziomie. Nie są one może najniższe, ale wynika to z faktu, że jednocześnie zależy nam na utrzymywaniu dobrej jakości. Działamy w taki sposób w trosce o klienta, który kupione dziś mieszkanie będzie użytkował przez bardzo wiele lat. Chcemy, żeby był zadowolony z jego wykończenia, a także z wykonywanej przez nas infrastruktury samej inwestycji nie tylko dziś, ale także po czasie.
Najniższa cena, jak na każdym rynku, to konieczność wyboru najtańszych materiałów budowlanych, kompromis na jakości wykończenia, na małej architekturze, czy na zieleni osiedlowej. Postawiony tanim kosztem dom, pozbawiony drogi dojazdowej, placu zabaw, choćby jednego zielonego skweru czy ławeczki – to nie jest droga, którą obrałam dla Nickel Development. Niektórzy tak właśnie robią, bo tanie sprzeda się szybko. Mnie bardziej, niż na tempie sprzedaży zależy na innych rzeczach. Reputacja, którą posiada Nickel Development dzięki temu podejściu była budowana latami.
To dlatego największe i najdroższe mieszkania w Warzelni, kosztujące po ponad milion złotych sprzedały się bardzo szybko?
– Warzelnia to wyjątkowa inwestycja i na jej rozwój poświęciliśmy bardzo dużo czasu i energii. Wyzwaniem było dla nas stworzenie miejsca, gdzie można utrzymywać życiową równowagę. Ciągle myśleliśmy o ludziach, którzy tu zamieszkają. Wiedzieliśmy jak zależy im na tym, by wygodnie mieszkać, by czuć przestrzeń, oddech, światło. Jak lubią naturę i obcowanie z nią. Warzelnia była dla nas wyzwaniem nie tylko ze względu na wyjątkową lokalizację, ale także architekturę, którą musieliśmy umiejętnie dopasować do zabytkowego otoczenia. To miejsce unikatowe, niepowtarzalne i klienci o tym wiedzą. Niektórzy czekali miesiącami na wprowadzenie Warzelni do sprzedaży, a decyzję o zakupie podjęli od ręki. Najdroższe apartamenty, z wielkimi szklanymi ścianami, z widokiem na staw i las tak naprawdę nie czekały na klientów, tylko klienci na nie.
Powołaliście niedawno dział rozwoju produktu. To niespotykane u innych deweloperów. Dlaczego taki dział u Was powstał i czym się zajmuje?
– Wyobraźmy sobie, że człowiek buduje dom. Jeden dom tylko dla siebie. Jest to dla niego ogromnie złożony i stresujący proces, musi bowiem podjąć setki mniejszych i większych decyzji. Dotyczą one nie tylko kwestii estetycznych, związanych z wyglądem budynku, ale także rozwiązań funkcjonalnych. Architekt oczywiście jest w tym działaniu niezbędny, ale to nasz bohater musi przyjść do niego z własną wizją, wiedzieć czego potrzebuje. Człowiek budujący dom, będzie miesiącami zmagał się z koniecznością wyboru pomiędzy wieloma alternatywnymi rozwiązaniami, a kilku swoich decyzji z pewnością w przyszłości pożałuje. Po czasie zauważy, że gdzieś brakuje mu gniazdka, albo że okno jest za małe.
Mając przed oczyma tego pojedynczego człowieka łatwo sobie wyobrazić, jak ogromnym wyzwaniem i skomplikowanym projektem jest wymyślenie i zaprojektowanie domów dla dziesiątek, a nawet setek osób jednocześnie. W projektach Nickel Development nie ma powtarzalności, nie kopiujemy rozwiązań z inwestycji na inwestycję. Staramy się także coraz bardziej schodzić z utartych i bezpiecznych ścieżek konwencjonalnych rozwiązań. Chodzi nie tylko o to, że mamy do dyspozycji coraz nowsze rozwiązania technologiczne, ale przede wszystkim o fakt, że potrzeby klientów bezustannie się zmieniają, a sprostanie im wymaga w pewnym sensie wyprzedzania tych oczekiwań. Realizacja osiedla mieszkaniowego trwa przecież wiele miesięcy, czasem lat od momentu kupna gruntu do zakończenia sprzedaży. Nie można więc koncentrować się na tym, co sprawdziło się w przeszłości – bo to już w budownictwie mieszkaniowym mała prahistoria.
Naszym zdaniem nie należy się też skupiać na teraźniejszości, ale na tym, jaki rynek będziemy mieć wkrótce. Nie mówię tutaj tylko o trendach, ale także o tym, że preferencje ludzi zmieniają się w czasie, również wraz z ich dojrzałością, rozwojem ich rodziny, majętnością. Pokolenie naszych rodziców dokonuje innych wyborów, dotyczących zakupu mieszkania czy domu, niż młodzi. Gdy jednak my będziemy w ich wieku z pewnością swoje decyzje oprzemy na jeszcze innych kryteriach, bo dorastaliśmy w innej rzeczywistości i mamy odmienne przyzwyczajenia.
Pozyskanie jak najgłębszej wiedzy o nabywcach jest niezbędne w dalszej części pracy nad projektem. Dział rozwoju produktu w kolejnych etapach wykorzystuje ją we współpracy z biurem architektonicznym. Dopilnowuje, żeby projektowane budynki, przestrzenie wspólne oraz mieszkania były dokładnie takie, jakich oczekują przyszli mieszkańcy inwestycji.
To naprawdę duża odpowiedzialność. Każdy w naszej firmie czuje, że spoczywa ona na wszystkich pracownikach Nickel Development z osobna. Szef działu rozwoju produktu współpracuje bezpośrednio nie tylko ze mną, a także z działem inwestycji, działem sprzedaży, czy też z działem marketingu. Mamy takie poczucie, że ostateczna tożsamość nowej inwestycji powstaje w wyników naszej wspólnej pracy, wielu godzin konstruktywnych rozmów i wypracowywania optymalnych rozwiązań w interdyscyplinarnym gronie zaangażowanych ludzi, pełnych pasji do tego, co robią.
Współpracujecie z uznanymi na rynku nie tylko poznańskim architektami. Czy to też jest sposób na sukces?
– Korzystamy z renomowanych pracowni, ponieważ styl architektury inwestycji Nickel Development jest dla nas bardzo ważny. Pozwala nam on wyróżnić się spośród innych inwestycji na rynku. Współpracujemy z różnymi architektami, aby zachować świeżość spojrzenia oraz uniknąć sztampy. W efekcie opinia o inwestycjach Nickel Development jest taka, że są one odważne, nietuzinkowe – ten kurs pragniemy utrzymać.
Nasze premierowe Osiedle Botaniczna, powstałe we współpracy z nagradzaną i uznaną pracownią Insomia, jest na to dowodem. Asymetryczne, pochylone bryły o modernistycznym charakterze nadają inwestycji unikatową tożsamość. Jesteśmy z tego bardzo dumni. Chodzi jednak nie tylko o samą architekturę, ale przede wszystkim układy mieszkań, bo klient kupuje pojedynczy lokal i jego rozplanowanie ma dla niego istotne znaczenie. Dział rozwoju produktu planuje więc wraz z architektami układ funkcjonalny każdego pojedynczego mieszkania. Wreszcie, obie strony dbają o infrastrukturę osiedli, zieleń osiedlową, małą architekturę. Zanim rozpoczniemy budowę, mamy pewność, że przemyśleliśmy każdy szczegół dotyczący inwestycji.
Po latach pracy w tej branży doszliśmy do tego, że najwięcej energii trzeba poświęcić projektowi jeszcze zanim położy się pierwszą cegłę. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że współpraca z niezależnymi biurami architektonicznymi sprawdza się dla nas. Uczymy się od siebie nawzajem. Oni korzystają z naszych doświadczeń w procesie projektowania, w którym cały czas aktywnie uczestniczymy – a dzięki nim, nasze inwestycje uzyskują charakterystyczny dla danego biura architektonicznego styl, artyzm, design. To nie są po prostu zlecenia. Przez całą drogę przechodzimy wspólnie, kooperując na wszystkich poziomach. Proces ten jest inspirujący, czasem trudny – bo bywa, że wizja architekta niesie konsekwencje trudne do zrealizowania dla nas jako dewelopera – ale zawsze owocny i satysfakcjonujący. Będziemy działać w taki sposób przy naszych kolejnych projektach.
Od pewnego czasu firma realizuje swój pierwszy warszawski projekt mieszkaniowy – jak słyszałam z dużym powodzeniem. Czy pójdziecie za ciosem i podejmiecie kolejne inwestycje w stolicy, czy innych miastach?
– Nasza inwestycja DKF Mokotów cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Budowa nadal trwa, a sprzedaliśmy już ponad 70 procent mieszkań. To naprawdę satysfakcjonujący wynik, szczególnie że jest to nasz debiut na tym nasyconym i agresywnym warszawskim rynku. Operują na nim najwięksi deweloperzy polscy i zagraniczni. Jak jednak widać, poznańska firma rodzinna może odnosić na nim sukcesy – i znów upatruję naszej przewagi w lokalizacji oraz doskonale przygotowanej ofercie. Przy tej inwestycji współpracowaliśmy z pracownią SOON Architekci. Wspólnie wypracowaliśmy optymalne układy mieszkań oraz tożsamość projektową tej inwestycji, która z pewnością pozwala nam się wyróżnić.
Obecnie przyglądamy się dostępnym w stolicy gruntom i nie wykluczamy tam kolejnych działań. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy znajdziemy atrakcyjny teren w dobrej lokalizacji.
Czyli dalej Warszawa. Inne miasta nie?
– Nasze plany strategiczne na razie nie uwzględniają innych miast. Posiadamy obecnie bank ziemi, który zaspokoi nasze potrzeby przez wiele najbliższych lat. Oczywiście nie wykluczamy powiększenia go o nowe tereny, ale w tej chwili nie mamy takiej presji. To dla nas komfortowa sytuacja.
Na tak dużym rynku, jak warszawski łatwiej działać deweloperowi, czy trudniej?
– Może to wyda się dziwne, bo na rynku warszawskim jest znacznie więcej graczy, konkurencja jest agresywniejsza, a podaż mieszkań większa. Dla nas jednak Warszawa okazała się łatwiejsza niż Poznań.
Bo…?
– Jest to rynek bardziej chłonny. Ciągle napływają do stolicy nowi mieszkańcy, którzy poszukują lokum. Inni wymieniają mieszkania na większe, czy bliżej centrum. Tutaj na rynku wiele się dzieje. Zawiera się znacznie więcej transakcji. Klienci szybciej podejmują decyzję o zakupie, większy ich odsetek nabywa mieszkania za gotówkę. Nasi handlowcy w Warszawie pracują do późnych godzin, czasami podpisują umowy z dnia na dzień. Bywa nawet tak, że klient prowadzi rozmowę o lokalu przez telefon, jadąc do Warszawy samochodem, a kiedy do niej dociera, od razu podpisuje umowę. Takie historie krążą po firmie jako ciekawostki, bo w Poznaniu nie mogłyby mieć miejsca.
Mieszkańcy Poznania są bardziej zachowawczy, dłużej analizują oferty, rozmawiają o wielu szczegółach. Na naszym lokalnym rynku jest też mniej gotówki. Dominuje forma zakupu mieszkań z kredytów hipotecznych. A wiadomo, że na decyzję trzeba czekać, często bywa odmowna. Zupełnie innym problemem jest też przywiązanie poznaniaków do lokalnych marek. Mniej chętnie niż w Warszawie kupują od wkraczających na nasz rynek deweloperów z innym miast czy krajów. Dla Nickel Development to dobrze, ale pokazuje to po prostu innym model zakupu, inną mentalność klienta tu i tam, w stolicy.
Moją obserwacją jest także to, że mieszkańcy Warszawy, którzy pracują w centrum tego miasta, odczuwają silniejszą potrzebę mieszkania w centrum. Wynika to z trudności komunikacyjnych w stolicy i z kolosalnej ilości czasu, który trzeba tam spędzać w korkach, codziennie dojeżdżając kilometrami do pracy i domu. Dlatego też – moim zdaniem – wychodząc tam z atrakcyjną cenowo ofertą w dobrej lokalizacji – a taką jest Mokotów – można być spokojnym o sprzedaż.
W portfolio firmy są także biurowce, czy galerie handlowe. Który z realizowanych przez Państwa typów inwestycji jest bardziej opłacalny – komercyjne, czy mieszkaniowe? Czy też właśnie powinny się uzupełniać?
– Dla Nickel Development koronnym produktem są inwestycje mieszkaniowe. Lokale o charakterze biurowym, usługowym czy handlowym stanowią ofertą uzupełniającą, konieczną z punktu widzenia oczekiwań klienta. Pragnie on rozbudowanej infrastruktury na wyciągnięcie ręki, dlatego projektujemy je w naszych inwestycjach. Naszym największym przedsięwzięciem komercyjnym do tej pory było wybudowanie biurowca o powierzchni 1500 metrów kwadratowych przy ul. J. H. Dąbrowskiego. Było to dla nas ciekawe doświadczenia i kolejny krok do przodu. O ile jednak nasza spółka siostra Nickel Technology Park Poznań oferuje powierzchnie biurowe oraz komercyjne innego rodzaju, mamy poczucie, że możemy skoncentrować naszą energię na mieszkaniach. I tak robimy.
Nickel Development jest także jednym z nielicznych wielkopolskich deweloperów, który wkroczył na Giełdę Papierów Wartościowych, konkretnie na rynek obligacji. Powiodło się?
– Tak. Jak najbardziej. Przy pierwszej emisji trzy i pół roku temu bardzo szybko sprzedaliśmy nasze obligacje. Jakiś czas temu spłaciliśmy tamtą rundę, 2-3 miesiące później – na mniejszą sumę – opracowaliśmy kolejną obligację. Rynek je przyjął. Bardzo się cieszymy, że oprócz klientów indywidualnych, na nasze obligacje znalazło się w tym roku także wielu klientów instytucjonalnych. Dzięki temu mamy źródło finansowania pozwalające nam dalej się rozwijać.
Będą kolejne emisje?
– Gdy cztery lata temu zdecydowaliśmy się na znaczne powiększenie portfela inwestycji, sfinansowaliśmy to przedsięwzięcie emisją obligacji. Od tamtego czasu chcemy to zadłużenie systematycznie zmniejszyć i konsekwentnie do tego dążymy. Toteż idea jest taka, aby najpierw spłacić tę edycję obligacji i ewentualnie wówczas wypuścić kolejną, mniejszą transzę. W najbliższym czasie jednak tego nie planuję.
Przejdźmy może do spraw bieżących. W ciągu 2013 roku trudno było dostrzec euforię u deweloperów, czy przedstawicieli branży budowlanej. Tymczasem teraz analitycy donoszą o rekordach w sprzedaży nowych mieszkań, jakich nie było od czasu boomu. Z drugiej strony stale maleje liczba nowych inwestycji deweloperskich wprowadzanych na rynek. Jak Pani ocenia tę sytuację?
– Z tego co pamiętam, gdy na początku 2013 roku pytano mnie o ocenę rynku, moje prognozy były już wtedy optymistyczne. Ustawa deweloperska, jak również pewna niechęć graczy na rynku do inwestowania ze względu na złe nastroje spowodowała, że mamy teraz mniejszą konkurencję. Na ożywienie w 2013 roku wpłynęła też niewątpliwie dobra sytuacja na rynku kredytów hipotecznych, wynikające głównie z niskich stóp procentowych oraz fakt, że był to ostatni moment na zakup mieszkania finansowanego w 100 procentach z kredytu. Od początku 2014 trzeba dysponować już 5 procentami wkładu własnego, co było zapewne dla klientów dużą motywacją do podjęcia decyzji.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że ważnym nabywcą na rynku mieszkaniowym jest obecnie klient kupujący lokale pod najem. W ubiegłym roku rynek zakupów inwestycyjnych bardzo się ożywił. Wiele osób stwierdziło, że ceny nieruchomości są tak atrakcyjne, że wkrótce mogą zacząć rosnąć. Równocześnie inwestorzy odwracali się od lokat bankowych czy giełdy, bo te inwestycje nie przynosiły im oczekiwanych zwrotów. Lokowanie kapitału w nieruchomościach zaczęło więc być znów interesujące.
Czyli jaki wynik u Państwa za ubiegły rok?
– Sprzedaliśmy 230 mieszkań. Taki wynik napawa dumą. Rozwijamy się i liczby to potwierdzają.
A jaki z tego procent stanowią zakupy inwestycyjne?
– To oczywiście zależy od inwestycji. Oceniam ten odsetek na około 30 procent. Oczywiście największe zainteresowanie inwestorów budzą inwestycje zlokalizowane w centrum Poznania. W Kamienicy za Teatrem powstałej przy ul. Dąbrowskiego zakupy inwestycyjne wręcz przeważają nad indywidualnymi. Osiedle Botaniczna, zlokalizowane tuż przy poznańskim Ogrodzie Botanicznym, także bardzo zainteresowało inwestorów. Jest ich mniej więcej tyle samo, co klientów wybierających lokal na własne potrzeby. Osiedle Księżnej Dąbrówki jest z kolei inwestycją położoną na peryferiach i nie ma tam zbyt wielu zakupów pod najem. Warzelnia natomiast jest inwestycją prestiżową, gdzie apartamenty kupuje się dla siebie, jako wymarzone miejsce do życia.
W środowiskach gospodarczych daje się odczuć coraz większy optymizm. Płyną sygnały, że gospodarka polska zaczyna przyspieszać. Jakie prognozy na 2014?
– Ja w 2014 roku spodziewam się nieznacznego wzrostu cen nieruchomości na rynku pierwotnym oraz stabilnych, dobrych wskaźników sprzedaży. Podaż inwestycji nie będzie w znaczący sposób rosła, w związku z czym będziemy sprzedawać względnie szybko to, co teraz jest w ofercie i w najbliższym czasie do niej wejdzie.
Ważnym elementem kształtującym rynek mieszkaniowy w tym roku będzie w mojej ocenie program Mieszkanie dla Młodych. Uważam, że rząd mądrze podszedł do wyliczenia poziomu cen dla mieszkań dla Poznania, co znacznie poszerzy ofertę dla klientów planujących skorzystać z programu, ale także pozwoli wziąć w nim udział większej ilości deweloperów. Jednocześnie może spowodować spadek cen mieszkań na rynku wtórnym, bo więcej osób może skłaniać się do decyzji o zakupie mieszkania nowego, dofinansowanego przez rząd.
Z drugiej strony w dalszym ciągu będziemy odczuwać konsekwencje wprowadzenia ustawy deweloperskiej. Tutaj ograniczeniem jest fakt, że pozyskanie finansowania inwestycji deweloperskich jest znacząco utrudnione przez niewielką ilość banków, które kredyty w trybie ustawy deweloperskiej proponują. Cieszy mnie fakt, że my mamy doświadczenia w takim sposobie finansowania inwestycji jeszcze sprzed wejścia w życie ustawy. Wiarygodność marki Nickel Development pozwoliła nam rozwinąć i utrzymać dobre relacje z bankami, więc należymy do tych nielicznych firm, które kredyty na budowę uzyskują za każdym razem.
Czy w takim razie można spodziewać się większej ilości inwestycji mieszkaniowych? Czy deweloperzy zwiększą pulę swych ofert, czy też nadal będzie to ostrożne działanie?
– W tej chwili główną barierą do wprowadzania na rynek inwestycji mieszkaniowych jest właśnie ograniczony dostęp do finansowania. Sądzę, że to w 2014 roku się zmieni. Nie tylko większa ilość banków zdecyduje się takie kredyty udzielać, ale także będą to robić chętniej. Spowoduje to, że końcówka 2014 roku przyniesie już nieco większą podaż inwestycji. Istotnego zwiększenia ilości nowych inwestycji na rynku spodziewam się jednak dopiero w 2015 roku.
Grupa Nickel – dziś to już trzy firmy – to przedsięwzięcie typowo rodzinne. Założone przez ojca Mariana Nickel. Dziś ster przejęło kolejne pokolenie – jego dzieci. Pani była prawą ręką ojca od początku Nickel Development, a następnie Nickel Technology Park Poznań. Od pewnego czasu brat Michał prezesuje w PTB. Od ojca łatwiej uczyć się biznesu?
– Ojciec oddał mi pewien obszar, abym go samodzielnie urządziła. Ja od początku pragnęłam tej samodzielności i byłam gotowa udźwignąć odpowiedzialność na własnych barkach. Nasza współpraca nigdy nie polegała na naśladowaniu taty, czy stąpaniu po jego śladach. Oboje uznaliśmy, że lepiej poznam biznes, kiedy pójdę swoją drogą.
Mamy z tatą wiele wspólnych cech; wspólne zainteresowania nauką, szacunek dla człowieka i wiele podobnych wartości – to są rzeczy, które nas silnie łączą. Myślę, że naszym największym sukcesem jest to, że oboje szanujemy fakt, że te same problemy rozwiązujemy w inny sposób i niczego sobie nie narzucamy. Nigdy nie walczymy. Do dziś wiem, że zawsze mogę liczyć na pomoc i wsparcie taty, kiedy tylko tego potrzebuję. Jednak dopóki o nie poproszę, mam wolną rękę.
W moim życiu rodzina to siła, wsparcie, wspólne wartości i potrzeba wspierania siebie nawzajem. I jeszcze coś – zaufanie. To ono pozwoliła zarówno mnie, jak i mojemu bratu poznać i obrać własną drogę. To dzięki zaufaniu mogliśmy popełnić na niej błędy i wyciągnąć swoje wnioski. Teraz to procentuje. Każdy z nas czuje się niezależny.
Marian Nickel przeszedł na pozycję mentora, czy też nadal wywiera znaczący wpływ na działalność firm?
– Tato jest niespokojnym duchem. Cały czas ma potrzebę realizowania nowych projektów, wchodzenia w nowe obszary, inicjowania nowych przedsięwzięć. Myślę, że to w nim pozostanie po wsze czasy.
Czyli podpowiada, inspiruje?…
– On zaczyna rozmowę, inicjuje działania, podpowiada – bo jest człowiekiem dialogu, tak samo jak ja. Dogadujemy się, pomimo różnicy pokoleń. Niestety w środowiskach politycznych i biznesowych o taki dialog jest trudniej. Chciałabym na spotkaniach biznesowych, tych formalnych i bardziej luźnych, widywać więcej młodych przedsiębiorców. Ich świeżość i motywacja na pewno wiele by wniosły. To optymalna sytuacja, kiedy młodzi mogą czerpać z wiedzy bardziej doświadczonych osób, jednocześnie wnosząc do rozmowy swoją energię i potencjał.
Czyli młodzi przedsiębiorcy w Poznaniu nie są dostrzegani, doceniani?…
– Tak, uważam, że młodzi przedsiębiorcy nie są może tak dostrzegani i doceniani jak powinni. Ten podział pokoleniowy nie jest korzystny, bo niektóre ważne dla miasta i biznesu problemy są rozwiązywane przez ludzi, wywodzących się z tego samego pokolenia, z takim samym spojrzeniem i poglądami. Kiedy starsi będą podejmować decyzje wspólnie z młodszymi, na każdy problem będzie można spojrzeć także z nowej perspektywy, wypracować być może efektywniejsze rozwiązania.
Podkreśliła Pani też kobiece spojrzenie na biznes. Tymczasem dominacja mężczyzn i znikoma liczba kobiet w biznesie także jest zauważalna. Zwrócono na to szczególną uwagę podczas niedawnych spotkań noworocznych…
– Sami faceci! Po prostu męski świat! A ja się od piętnastu lat buntuję przeciwko temu męskiemu światu. My, kobiety mamy na życie, biznes i ludzi kompletnie inne spojrzenie. Może niektóre panie się ze mną nie zgodzą, ale mówię z własnych doświadczeń i obserwacji. Kobieca i męska koncepcja biznesu to dwie różne drogi. Patrząc na przykład na to, jak mój brat prowadzi firmę, czy jak robił to wcześniej mój ojciec, mogę powiedzieć, że nie ma lepszej, czy gorszej – są to po prostu bardzo różne drogi. Poznański biznes na razie podąża tylko jedną z nich. A szkoda! Jak w każdym aspekcie życia i tutaj przydałaby się większa równowaga.