Najwięcej wakacyjnych domów znajduje się w Grecji, Portugalii i Bułgarii. W krajach tych nawet co trzecia nieruchomość jest tzw. „drugim domem”. W Polsce wakacyjnych nieruchomości jest tylko 320 tys., co plasuje rodzimy rynek na szarym końcu europejskiego rankingu – wynika z danych Eurostatu zebranych przez Lion’s Bank.
Powszechnie mówi się, że w krajach basenu Morza Śródziemnego bogaci Europejczycy kupują tysiące wakacyjnych domów i apartamentów. Jaka jest jednak faktyczna skala tego zjawiska? Na to pytanie Lion’s Bank znalazł odpowiedź w publikacjach europejskiego urzędu statystycznego.
Ciepłe kraje mekką dla urlopowiczów
Znaleźć w nich można informację o tym jak wiele nieruchomości w danym kraju pozostaje niezamieszkanych na stałe, co w wielu przypadkach można utożsamiać z wykorzystaniem na cele wakacyjne. Z danych tych wynika, że więcej niż co trzecia nieruchomość jest wykorzystywana jako „drugi dom” w Grecji (35,3%). Tam też znaleźć można prowincję, którą szczególnie upodobali sobie urlopowicze. Chodzi o Półwysep Chalcydycki (położony na Południowy – Wschód od Salonik). Tam aż 72% domów to nieruchomości wakacyjne, a 28% nieruchomości ma stałych mieszkańców.
W skali krajów wysokie wyniki zanotowały też: Portugalia (31,9%), Bułgaria (31,4%), Cypr (30,9%) i Hiszpania (28,5%). W tych 5 krajach udział nieruchomości wakacyjnych jest najwyższy w Europie. W sumie znajduje się w nich około 12,5 mln „drugich domów”. To niewiele mniej niż wszystkich mieszkań i domów istniejących w Polsce.
Ceny w kryzysie wyraźnie spadły
Warto w tym miejscu przypomnieć, że w większości krajów południowej Europy ostatni kryzys przyniósł sporą przecenę domów i mieszkań. Co więcej, pomimo odreagowania (trwającego w niektórych przypadkach od ponad 2 lat), poziom cen jest przeważnie niższy niż na przełomie 2007 i 2008 r. Niechlubnym wyjątkiem jest tu Grecja. W kraju tym kryzys zadłużeniowy wciąż odciska swe piętno na wycenach nieruchomości. Są one dziś średnio prawie o połowę niższe niż na początku 2008 roku. W gronie wspomnianych krajów najtańsze nieruchomości wakacyjne można znaleźć w Bułgarii. Średnia cena transakcyjna w Burgas to około 2,5 tys. zł za m kw., a w Warnie niecałe 3 tys. zł za m kw. W Hiszpanii już za równowartość 250 – 300 tys. zł można kupić dom z trzema sypialniami w mieście, dwa razy większą nieruchomość na wsi lub apartament w kompleksie z basenem. Co warto podkreślić, oferty w tym przedziale cenowym nie dotyczą już tylko nieruchomości z dala od cywilizacji czy w budynkach wymagających generalnego remontu – wynika z danych portalu Kyero.
Na Cyprze za apartament z dwiema sypialniami trzeba już zapłacić około 450 – 500 tys. zł, a na terenie Algarve (Portugalia) trzeba dysponować o połowę wyższym budżetem, aby myśleć o domu na wsi lub apartamencie z dwiema lub trzema sypialniami w miejscowościach popularnych turystycznie (np. Portimão czy Albufeira) – wynika z informacji firmy Ideal Homes Portugal.
Polacy mają najmniej „drugich domów”
Dane zebrane przez Lion’s Bank pokazują ponadto, że wraz z oddalaniem się od Morza Śródziemnego wakacyjnych nieruchomości jest coraz mniej. Co więcej, przeciętnie rzecz ujmując, spadek średniej temperatury o jeden stopień Celsjusza powoduje, że odsetek domów wakacyjnych spada o 1,6%. I tak we wcześniej wspomnianej Grecji średnia temperatura roczna wynosi 17 stopni, a drugich domów jest najwięcej, to w Norwegii i Finlandii, gdzie roczna temperatura nie przekracza 4 stopni, domy wakacyjne stanowią odpowiednio 8,2% i 9,7% nieruchomości ogółem. W krajach tych pomimo wysokich cen, turystów przyciągać mogą liczne i doskonale przygotowane kurorty narciarskie.
W Polsce brak takiego atutu i może być to jeden z powodów (obok zamożności społeczeństwa), dla którego rodzimy wynik znaleźć można dopiero na końcu przygotowanego zestawienia. W Polsce było bowiem w 2011 roku jedynie 320 tys. niezamieszkanych na stałe nieruchomości, co stanowi tylko 2,5% nieruchomości ogółem.
Biznes czy konsumpcja?
Motywacje zakupów są różne. Najczęściej jednak przyświeca im chęć posiadania własnego dachu nad głową w atrakcyjnym turystycznie zakątku planety. Możliwość zarobku – na wynajmie w okresie, w którym nieruchomość stoi pusta – stanowi jedynie dodatkową zachętę do zakupu. Warto pamiętać jednak o tym, że jeśli wynajmem zajmie się lokalny pośrednik, to za taką usługę przeważnie pobiera opłatę w wysokości od kilkunastu do 25% uzyskanego czynszu. W cenie tej oczywiście znajdować się powinno przygotowanie apartamentu do wynajmu oraz opieka nad nieruchomością.
Innym rozwiązaniem jest zakup nieruchomości zarządzanej „od a do z” przez wyspecjalizowaną firmę zrzeszającą inwestorów pod jednym szyldem hotelowym. Aby stać się właścicielem pokoju w zagranicznym hotelu trzeba przeważnie dysponować kwotą co najmniej kilkudziesięciu tysięcy euro. Tę granicę można przesunąć w dół, jeśli inwestor jest zainteresowany zakupem tylko części pokoju na zasadach współwłasności. Tego typu rozwiązania, nieznane w Polsce, znaleźć można na Zachodzie. Niemniej ważne jest też to, ile na takiej inwestycji można zarobić. Dane zebrane przez Lion’s Bank pokazują, że w europejskich projektach hotelowych rentowności zawierają się w szerokim przedziale od kilku do nawet kilkunastu procent wartości nieruchomości w skali roku. Jest to zatem wyraźnie więcej niż wynosi obecnie oprocentowanie lokat bankowych w złotych. Trzeba jednak mieć na względzie, że inwestując w apartament podejmuje się ryzyko działalności hotelowej, a do tego lokując pieniądze za granicą, podejmuje się ryzyko walutowe.
Bartosz Turek, Lion’s Bank